Fulko de lorche

four children standing on dirt during daytime

Gdybyż to wszystko mogło się wreszcie skończyć! Podłączono kroplówkę i znów zaczęło się czekanie. Chodzić nie mogłam. Nie jest to łatwa czynność, jeśli ciało oplątane jest różnymi rurkami. Bóle pojawiły się, ale nie przyniosły pożądanego efektu. W końcu około południa stwierdzono, że i ta próba wywołania porodu spaliła na panewce. Cesarskie cięcie ostatnią szansą? Było mi już wszystko jedno, byle tylko skończyło się czekanie. Pamiętam, że przygotowania do operacji przeleciały mi przed oczami jak film. Niby byłam biernym widzem, jednak stopniowo narastał we mnie lęk. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie wywołał dotyk zimnego metalu stołu operacyjnego. Tak samo jak nie zapomnę paniki, która ogarnęła mnie po przypięciu do stołu. Było to ostatnie, czego doświadczyłam, gdyż jednocześnie padło stwierdzenie „no to lecimy” i odesłano mnie w głąb narkotycznego snu. Gdy w dwie godziny później obudziłam się, w maleńkim łóżeczku obok mnie leżał syn i spał. Ten pierwszy moment to rzeczywiście chwila, której się nie zapomina. Moje uczucia były roztrzełone: ciepło i czułość tak, ale jednocześnie lęk przed uszkodzeniem maleństwa przy dotyku. Nasz mały Mikołaj był zdrów jak ryba i zmęczony, podobnie jak ja. Jutro, tak, jutro lepiej się poznamy, pomyślałam i natychmiast na powrót zasnęłam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *