Romantyczne wyobrażenie, że dziecko jest wyłącznym sensem życia pokutuje jeszcze w głowach wielu kobiet. Marzą bezbrzeżnej miłości, która jak sądzą może zostać spełniona jedynie poprzez urodzenie dziecka. A potem pojawia się dziecko i koniec z marzeniem, gdyż dzieci nie przychodzą na świat by spełniać marzenia dorosłych. Nie są tak „bezproblemowe” jak człowiek myślał, nie zawsze są spokojne, grzeczne, skromne, uładzone, a przede wszystkim wdzięczne. Podziękowań za pracę wykonaną wokół dziecka
tak nie należy się spodziewać, jednak mimo tej wiedzy niekiedy przygnębia, że współżycie z dzieckiem przebiega (przynajmniej na początku, a zresztą później też) bez bezpośredniego, pozytywnego odzewu. Najczęściej zapominamy ważkim fakcie: dziecko jest małą, już gotową osobowością. Jest egoistyczne, bo musi być takie by przeżyć. Jest wymagające, bo dla niego jest normalne, że wszyscy bezwarunkowo stworzeni są do spełniania jego potrzeb. A oczywistości nie wymagają wszak podziękowań! Z tego punktu widzenia dziecko jako treść i sens życia nie jest zatem szczególnie godne pożądania. Czy też może jest w tym coś, co trzeba mierzyć inną miarą?
Tylko dziecko nadaje życiu sens!
