W którymś momencie pojawia się uczucie, że nie są w stanie sprostać olbrzymim wymaganiom, oraz lęk, że zawiodą jako matki bądź okażą się niedostatecznie dobre. Wiele młodych matek poszukuje przyczyn owego chaosu uczuciowego w sobie samych. Jednak to społeczeństwo obdarza nas tymi ambiwalentnymi uczuciami. Z jednej strony gloryfikuje się rolę matki (symbolicznie uwypukla to słynne zdanie amerykańskiego psychologa G.S. Halla: „W dłoni na krawędzi kołyski spoczywa więcej odpowiedzialności niż w dłoni prezydenta”), z drugiej strony matki nie mogą uzyskać nawet ułamka społecznego uznania za swe dokonania. Wręcz przeciwnie: to, że jest się dobrą matką jest oczywistym założeniem. Właściwie nie ma w tym nic oczywistego, gdyż stanie się matką jest wynikiem procesu przemiany, wspieranego wprawdzie rozmaitymi hormonami, jednak to wyłącznie kobieta jest siłą napędową tego procesu. Jest to proces bolesny, ale nieunikniony. Pocieszające, że właściwie każdej kobiecie się to udaje, przemilcza się jednak ile każdą z osobna to kosztuje. Dla społeczeństwa liczy się najczęściej tylko efekt końcowy.